Katherinne’s
P.O.V
- Nie sądzę, że będzie mi tam dobrze, no ale w każdym razie.. będę dzwoniła codziennie, obiecuję.- powiedziałam do Clarie i przytuliłam ją. Ochroniarze mojego brata czekali na mnie przed domem. Ucałowałam Clarie ostatni raz i wsiadłam do samochodu. Ruszyliśmy na lotnisko.
Wybieram się do Anglii do mojego barta, Ben'a. Jeśli chcesz wiedzieć, nie podoba mi się ten pomysł z wyprowadzką do Anglii, ale mój starszy brat zdecydował... i nikt nie zapytał się co ja o tym myślę.
Po śmierci moich rodziców Ben uznał, że byłoby lepiej gdybym mieszkała z ciotką w Chicago. To było dla mnie bardzo trudne, zmiana szkoły , przyjaciół i.... no wszystkiego, ja przyzwyczaiłam się do tego i teraz... on znów robi to samo. Nienawidzę faktu, że on może robić, to co chce. To jest irytujące! Nie umiem sobie nawet wyobrazić mojego życia z Ben'em. On jest szalony, Bóg wie co może zrobić następnym razem.
Po około 6 godzinach, byłam już z moim nowym domu w Londynie. Dom wyglądał jak pałac. Nie wiedziałam, że mój brat jest taki bogaty. Wszystko wyglądało drogo... w środku było około dziesięciu służących i to tylko na pierwszym piętrze.
- Gdzie jest mój brat? - Zapytałam.
- Pan Marshall jest na ważnym spotkaniu. - Odpowiedział jeden ze służących z sztucznym uśmiechem.
- Ah, to w porządku. - Uśmiechnęłam się i weszłam na drugie piętro. Mój pokój był większy niż sobie wyobrażałam. Miałam własną łazienkę, garderobę ( pełną nowych ubrań ) i balkon z cudownym widokiem. Dobra robota Ben... lecz brakowało mi ciebie, nie chciałam luksusów. Położyłam torbę na różowej kanapie i stanęłam przed ogromnym lustrem. Rozejrzałam się nędznie po pokoju. To wszystko po prostu nie było dla mnie.. wiedziałam, że nie zaznam tu swobody. Ben nie pozwolił mi chodzić gdzie chcę. On naprawdę jest jakimś szaleńcem!
Następnego ranka obudziłam się o 8:30 i prosto z wanny udałam na pierwsze piętro.
- Dzień dobry pani Marshall, twój brat czeka na ciebie w jadalni. - powiedział służący z dużym nosem i wyćwiczonym uśmiechem po czym pokazał mi jadalnię. Ben siedział na końcu długiego stołu.
- Ben - Moje oczy zabłyszczały. Pobiegłam w jego kierunku i mocno go przytuliłam. - Tak bardzo za tobą tęskniłam!! - Po prostu nie mogłam się powstrzymać. Nie widziałam go od tak dawna!
- Ale ty urosłaś. - Uśmiechną się.
- Tak, jestem już dużą dziewczynką - zaśmiałam się.
- Naprawdę? - Zapytał z ironicznym uśmiecham na twarzy.
Zaśmiałam się ponownie i szturchnęłam go, następnie usiadłam obok niego. Nawet zwykłe śniadanie wyglądało drogo..
- Nie wiedziałam, że masz...- Ben nie pozwolił mi dokończyć zdania.
- dużo samochodów, tak? - Zaśmiał się.
- Samochodów? - Uśmiechnęłam się niezręcznie.
- Pokażę ci je wieczorem, muszę już iść, mam dziś ważne spotkanie. - Posłał mi uśmiech.
- Serio? Ty? - Zaśmiałam się - Żartujesz?
Ben uśmiechną się chytrze.
- Rób co chcesz, tylko proszę nie wychodź bez ochrony, dobrze?
- Dobrze - Odpowiedziałam ze znużonym głosem.
- Oh i tak, ja też za tobą tęskniłem Kathy - Krzykną z sali.